Gdy uczyliśmy się pisać, dowiadywaliśmy się również, kiedy używamy wielkiej litery. Nauczycielki wciąż powtarzały: „Zdanie zaczynamy wielką literą”, „Nazwy krajów i ich mieszkańców piszemy wielką literą”, „Imiona i nazwiska piszemy wielką literą”, no i oczywiście: „Nazwy własne piszemy wielką literą”. A czym są te nazwy własne? Pewnie definicji jest tyle, ilu nauczycieli. Ja znam taką: „coś, co się samemu wymyśli, i trzeba to nazwać”. A tak naprawdę chodzi o to, że zasad dotyczących pisowni wielką literą jest tak dużo, że łatwiej jest wrzucić je do jednego worka i podpisać: „NAZWY WŁASNE”. Oto efekt.
Szukałam przepisu na sałatkę. Google znalazł mi setki takich przepisów. Wybrałam ten, który na pierwszy rzut oka najbardziej mi odpowiadał. To był jakiś blog, a bloger rzecz jasna zarabiał na reklamach. Zwykle nie zwracam na nie uwagi, jednak ta przykuła moją uwagę, mimo że zawierała wyłącznie słowa:
Pytam: po co te wielkie litery? Gdyby uczeń napisałby takie zdanie na dyktandzie, dostałby pałę! W zdaniu jest 6 błędów ortograficznych. „Areozol” pominę…
Mejli reklamowych od Wirtualnej Polski też nie czytam, tylko rzucam okiem na to, co wyświetla się w polu „od”. I tym razem liczba błędnie napisanych wyrazów przyciągnęła mój wzrok:
Po co te wielkie litery? A co do spacji przed wykrzyknikami to chyba ktoś musiał napisać tytuł o określonej liczbie znaków i liczył na to, że i tak nikt nie zwróci uwagi na błąd…
Gdy jeszcze jadłam gluten, jajka i nabiał, lubowałam się w ciasteczkach z marmoladą. Nazywam je słoneczkami. Smakowały mi tak bardzo, że przymykałam oko na etykietę nieporadną ortograficznie:
Po co ta wielka litera? Przecież „marmolada” to zwykły rzeczownik pospolity, a nie żadna tam nazwa własna…
Ile razy przechodzę obok tablicy ogłoszeń wiszącej na mojej klatce, tyle razy widzę jakieś reklamy różnych dostawców internetu. Jak się domyślasz, jest tam tyle samo informacji, ile błędów, np.:
Nie wiem, skąd autorowi tej ulotki wzięła się zasada, która nakazywałaby pisać spójniki i czasowniki wielką literą…
Niewiele trzeba, żeby dziś coś sprzedać. Byle jak, ale sprzedać. Po co się starać, aby pisać poprawnie? Odbiorca i tak przecież zrozumie…
„Jedyne” – do wyróżniania poszczególnych treści w tekście świetnie się nadaje wytłuszczenie. Wielka litera służy do zadań specjalnych!
„Tel Kom.” – poprawna pisownia skrótu to w tym wypadku „Tel. kom.”. Skrót od „telefon” można ostatecznie napisać wielką literą, bo jest to niby początek informacji. Natomiast skrót od „komórkowy” – mimo że po kropce – musi zaczynać się od małej litery. Kropka go poprzedzająca pełni inną funkcję niż zamykanie zdania!
„Student bez zobowiązań” oczywiście bije wszystko na głowę.
Niezmiennie uważam, że do podkreślania ważnych informacji wytłuszczenie jest lepsze. Dodatkowo autor nie kompromitowałby się popełnianymi błędami ortograficznymi. Zresztą nie tylko ortograficznymi. Konkurs – kto je zauważy?
Skoro „pielęgniarka” czy „szewc” piszemy małą literą, to dlaczego „przedstawiciel handlowy” miałby być jakoś uprzywilejowany? Analogicznie „opiekun budynku”. Nazwy własne to też nie są. Po co więc te wielkie litery?
O pisowni „święta” pisałam w artykule pt. „Jak się pisze: Święty Mikołaj, Wigilia czy wigilia?”, więc – jeśli nie czytałeś – zachęcam. W wielkanocnej ulotce są też błędne formy skrótów. Na szybko powiem, że poprawne są następujące: miesiąc – mies., kodeks cywilny – kc lub k.c.
Nie miałam pomysłu, co kupić swojej chrześnicy na prezent. Siostra doradziła mi, że jej córcia uwielbia Kubusia Puchatka, i powiedziała, że w Biedronce jest poduszka z jego podobizną. Zapewniła też, że to będzie fantastyczny prezent. Kupiłam poduszkę, a jakże. I rzeczywiście okazała się trafiona. Siostrzenica ma poduszkę, ja – etykietę:
Po co ta wielka litera? Czy naprawdę „poduszka dziecięca” to nazwa własna (w tym szkolnym rozumieniu)?
Co więcej producentowi najwyraźniej było mało miejsca na tej etykiecie, skoro pozjadał spacje między kilkoma znakami… Smutne.
Drodzy autorzy wszelakich tekstów! Pamiętajcie, że niewłaściwe użycie wielkiej litery jest błędem ortograficznym, takim samym jak „rzaba”, „jótro” czy „hsząszcz”. No i Word tego nie podkreśli. Oto rada mojego wykładowcy przedmiotu ortografia i interpunkcja:
Jeśli wielka litera nie jest dobrze uzasadniona, należy użyć litery małej. Wtedy na pewno będzie poprawnie.
Ze stawianiem wielkich liter nie mam problemu, ale niejednokrotnie rozważam sens stawiania lub niestawiania przecinka. Niedawno mieliśmy na dyktandzie takie zdanie:
„Jeden raz, drugi, trzeci, czwarty można zapomnieć o przecinku, ale nie wolno zapominać ciągle”.
Po czwarty nie postawiłam przecinka. A inni postawili. Kto miał rację?
Pozdrawiam serdecznie
Julka z liceum
Julko, słusznie nie postawiłaś przecinka. Przecinki w pierwszej części zdania rozdzielają wyliczenie. Skoro „czwarty” jest jego ostatnim elementem, nie stawiamy po nim przecinka – nie ma już czego oddzielać.
Przeczytaj również artykuł o przecinku przed „i” – może okażą się pomocne: https://kulturajezyka.pl/przecinek-przed-i-cz-1/
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, zadawaj je śmiało.
Ola
Odważę się postawić takie pytanie nie na temat.
„Z zabawy wracaliśmy nocą. W drodze do domu świecił księżyc”.
Czy to zgodne z prawidłami polskiego języka?
Dziękuję :) Cudny blog!!!
Sformułowanie „w drodze do domu” jest zarezerwowane dla kogoś, kto ten dom ma i może do niego wracać. Gdy słyszymy początek drugiego zdania, oczekujemy, że będzie mowa o człowieku, który robił coś podczas powrotu do domu. Połączenie tego okolicznika czasu z księżycem jest więc zupełnie zaskakujące i odbiorca musi zgadnąć, co autor miał na myśli. Do tego zwraca uwagę na kiepską sprawność językową autora, zamiast skoncentrować się na treści.
Proponowałabym zmienić całość np. tak: „Z zabawy wracaliśmy nocą. Świecił wtedy księżyc”.